,
Jesienny piątek ubrany w przepiękne kolory złota i czerwieni liści oświetlonych promieniami słońca. Cudowny widok. Zachwyca oczy i serce. Jednak ten dzień nie od początku takim był. Ranek przywitał świat mgłą, osłaniającą wszystko. Jakby chcąc zachować w tajemnicy i niepewności to, z czym pozostawiła świat noc.
W ten właśnie piątek, uczestnicząc w pogrzebie, odwiedziłam cmentarz. Pierwszy raz taki... niezbyt oddalony od domów niewielkiej miejscowości, a jednak otoczony lasem. Bez chodnika czy choćby ścieżki wśród grobów, do których przechodziło się po prostu po trawie. Na dużej jeszcze niewykorzystanej części cmentarza... suszyło się siano. Bo po co usuwać od razu całą zieleń, skoro pewnie dużo czasu upłynie zanim w tej ziemi pojawi się nowy grób?
Na tym cmentarzu bardzo wyraźnie widać tajemnicę obcowania świętych. Nawet przyroda i otoczenie mówi o łączności dwóch światów. Miejsce wiecznego spoczynku wśród tętniącego życiem lasu. Dziś skoszona, ale za kilka miesięcy znów zielona trawa obok rozkopanej piaszczystej ziemi. W takim klimacie przychodzi myśl: jak niedaleko siebie, choć z dwóch stron żyjemy...
W ten jesienny piątek odczułam to jeszcze bardziej, bo bliska mi osoba, nad której świeżym grobem, ozdobionym mnóstwem białych kwiatów się pochylałam, kilka dni wcześniej, zupełnie nie przeczuwając, co stanie się nazajutrz, kończąc sms do mnie, jak nigdy dotąd napisała: „Czasami się odezwij”. Nie mogłam pogodzić się z myślą, że tym razem nie oddzwoniłam natychmiast. Za kilkanaście godzin było już za późno. A może jednak... nie? Może wcale nie było i nie jest za późno? Dziś czuję, że to zdanie miało przejść przez granicę śmierci, by połączyć modlitwą i pamięcią dwa światy. Bo nasi zmarli inaczej, ale przecież żyją. Odzywajmy się do nich... przez Komunię świętą wraz z odpustem ofiarowanym w ich intencji, różaniec (także podczas wypominek) i przez nawiedzanie cmentarzy.
Małgorzata Sar